Wiem, że swoimi opiniami zakrawam nieźle na fanatyka Eastwooda, jednak nie potrafię nie docenić geniuszu jego twórczości. Wiadomo, miewał filmy gorsze i lepsze, jednak z każdego coś wyciągał. Mimo, że we wcześniejszych latach jego filmy, gdzie robił tylko za reżysera, nie przyjmowały się ciepło, to z czasem stał się równie świetnym reżyserem, nie tylko aktorem. Ostatni film w jego dorobku, gdzie występował jeszcze w roli głównej - idealnie połączył swoje "parcie na szkło", gdzie musiał jednak mieć swoją główną rolę, z włączeniem innych aktorów do tej roli. Chociaż już zdarzało mu się powtarzać schemat filmowy "on jako ojciec i jeszcze jego dzieci", to jest on świetnie wykorzystany. Clint znając swoje lata, mógł podejrzewać, że trzeba czegoś więcej, niż tylko jego postać, by zrobić rewelacyjny film, dlatego świetnie do głównej roli wplata młodszych aktorów. Akurat występ Timberlake'a taki sobie, ale i tak fajnie, że dał mu szansę. Najwidoczniej Clint musiał w Nim coś ujrzeć. Z kolei rola Amy Adams to świetne uzupełnienie i cały film był fenomenalny pod względem gry aktorskiej, jak i pomysłu i fabuły. Przyznam, że odrobinkę żałuję, że nie pojawia się już przed ekranem, ale można powiedzieć, że zszedł ze sceny niepokonany!