Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że bardzo cenię twórczość Eastwood'a i uważam go za świetnego reżysera i aktora, jednakże ten film to nieporozumienie.

Już na starcie odpycha ślimacze tempo akcji (scena z włamaniem/morderstwem), ale nie to jest najgorsze. Razi masa błędów logicznych, np.
- ochroniarze podczas 'sprzątania' miejsca zbrodni spakowali wszystko do czarnych worków, a w dalszej scenie ich szefowa otworzyła tylko torebkę ofiary i wpadła w histerię, że zapomnieli narzędzia zbrodni (swoją drogą jej gra aktorska - po prostu tragedia),
- kolejna rzecz - w czasie kiedy ochroniarze biegli do pokoju Eastwood zdążył spokojnie się spakować, zabrać nóż, zamocować linę i zejść na dół - co musiało trwać co najmniej parę minut. Gdy ochroniarze zobaczyli go na dole, od razu rzucili się w pościg - patrząc po odległości uciekiniera od nich, zbiegnięcie na dół zajęło im jakieś 5 sekund, albo i mniej.
- podręczne noktowizory - z pewnością wozili je cały czas ze sobą...
- ucieczka - mimo, że las wokół posiadłości był ogromny to oni od razu wiedzieli, którędy ucieka Eastwood (chociaż na początku go nie widzieli),
- koperta ze zdjęciem noża dostarczona przez Eastwooda. Nie miał na sobie rękawiczek i zostawił swoje odciski palców, które były w bazie danych - co za tym idzie, ludzie prezydenta mogli od razu zacząć go szukać.
To tylko kilka błędów logicznych.
Warto dodać momentami beznadziejną grę aktorską, np. wrzask prezydenta podczas ściskania mu ręki na uroczystym bankiecie, głośna rozmowa o dokonanej zbrodni podczas tańca, czy też uśmiechanie się szefowej gabinetu prezydenckiego podczas konferencji prasowej związanej z zabójstwem (przecież paparazzi robili nonstop zdjęcia i z pewnością byłaby następnego dnia na pierwszych stronach gazet).
Podsumowując - nie mam pojęcia jak film z tyloma błędami może być tak pozytywnie postrzegany...