aż po tygodniu byś dostał sraki z żarcia byle czego, odwodnił się, dostał robali od syfu i powrócił z płaczem i krzykiem "Panie doktorze ratuj..."

Przeraża Cię brak makdonalda i zasięgu w lesie, co ?

nie. byłem 3 razy w życiu w makdonaldzie.
śmieszą mnie tacy naiwniacy jak ty.
dorośnij wreszcie.

Dobrze, dorosnę, ale dopiero od jutra wieczorem, tak gdzieś około godziny 21.20.
Wcześniej nie dam rady ...
mój Ty realisto na etacie.

Mnie bardziej przeraża brak ciepłej wody i kibla ze spłuczka bez Maca bym sie obeszła, rzadko korzystam chociaz zdarza sie raz na ruski rok, dlaczego ruski sie mowi nie wiem ,ale tak sie mowi ?

Jeszcze długo po II wojnie, w wielu polskich wsiach nie było ani prądu, ani nawet bieżącej wody. Okazuje się, że "nasz świat" istnieje dopiero od - powiedzmy 50-ciu lat, a ludziom aż tak już odbiło.

ps.
Ciekawe, co zrobi ten Pan powyżej, który nazywa mnie naiwniakiem, gdy z jakiś powodów zabraknie mu prądu przez tydzień ?
A, nie jest to takie nierealne ...

Bez pradu nie ma neta. Baterie szybko padna i nawet ksiazki nie poczytasz, jak nie masz gdzies lampy naftowej.

Bez prądu nie ma cywilizacji naszej, pada wszystko do fabryk gdzie tasmy na prąd sa , przechodząc przez neta a kończąc na takich waznych rzeczach jak pralka, odkurzacz, światło. Net to pikus przy pralce, która sporo ułatwia zycie a net to dodatek, fakt fajny, komp do pracy słuzy ,ale bez pralki i swiatła gorzej.Kazda wojna powinna zaczynac sie od bombardowania elektrowni ciemno na ulicach, rozgardiasz, telewizja, nawet radio nie działaja zero informacji, zanim sie to unormuje kraj podbity.

No i załóżmy, ze podbiłaś w ten sposób jakiś kraj i co dalej? Wybudujesz w podbitym kraju od nowa wszystkie elektrownie, żeby mieć z podbitych terenów jakiś pożytek?

Właśnie dlatego, podczas wojen nie niszczy się tam na rzekach, elektrowni, mostów itd. tylko przejmuje nad nimi kontrolę.

Przysłuchuję się tej dyskusji i odnoszę wrażenie, że oprócz Ciebie, to wypowiadają się same miastowe dzieciaki, które w życiu na wsi nie były i nigdy tam nie mieszkały. Chyba nawet na dzikich biwakach też nie były, gdzie nie ma kempingu z elektrycznością i kiblem z prysznicem na kluczyk.

Wyobraźcie sobie, że da się bez wodociągów, elektryczności i innych udogodnień spokojnie sobie egzystować na łonie natury. Mam siedlisko dwa kilometry za wioską, pośrodku niczego, nie mam tam prądu ani kanalizacji. Mam za to studnię, sławojkę i lampy naftowe oraz zapałki. Chleb, jaja i boczek kupuję w wiosce, od rolników. Co weekend spędzam tam kilka dni, bez komórek, laptopów i innych udogodnień cywilizacyjnych.

Gdybym miał możliwość lub byłbym zmuszony, to śmiało mógłbym tam mieszkać na stałe. Gdybym mógł być Jeremiahem.... mółbym być.

Witaj mój Bracie :-)

Cześć! :)

O, witaj Perunie :) Sam lubię naturę, rąbanie drewna i grzanie się przy ognisku lub w wariancie luksusowym - kominku. Gdy jestem w swojej samotni chodzę do źródełka po wodę (jest nawet wyprowadzona rurka ze skały), dookoła las, do jeziora jakieś 3 km i ten spokój... Szkoda,że nie można tam mieszkać cały rok, bo to z założenia był domek letniskowy i w lato jest super - przypiecze słońce za ostro to wbijam do chaty się schłodzić, za to zimą nawet paląc w piecu na dole i w kominku na raz nadal jest zimno ;)
Pozdrawiam Ciebie, kohamusę i innych ludzi myślących podobnie, cześć.

Witam Kolegę serdecznie! Miło mi, że są osoby, które podchodzą do tych tematów podobnie. Ognisko to podstawa, uwielbiam smak kiełbasy czy boczku z ogniska. Nic tak nie poprawia nastroju, jak słuchanie dźwięków przyrody i skwierczenia ogniska. Niestety nie mam w bliskiej okolicy jeziora, są za to pola, łąki i lasy. Pozdrawiam :)

Nie mam Twoich obarczen, a i tak w dzisiejszych czasach jest to prawie niemozliwe. Nie w stanach, moze w Kanadzie. Na YT ogladam filmiki jak ludzie pichca cos w Azerbejdznie. Proste zycie, pelne smakow. Gdybym tylko mogl, zamienilbym sie za wszystko, by miec choc mozliwosc zyc lub zginac jak Traper